Zaparkowałem się tuż przed budynkiem. Wyszedłem,
zamknąłem samochód i ruszyłem do środka. Windą wjechałem na trzecie piętro.
Sięgnąłem do kieszeni chcąc wyciągnąć klucze. Doznałem wtedy niemiłego
zaskoczenia. Kluczy nie było w środku! Stałem tak chwilę zastanawiając się
gdzie ja je podziałem! I nagle zorientowałem się, że przecież wyciągnąłem je u
Alison. Gdy usiadłem na kanapie zaczęły mnie strasznie kłóć w kieszeni więc
położyłem je na stole. Oczywiście zapasowe leżały w domu. Jak dobrze, że do
blondynki było tylko około dziesięciu minut drogi.
Zbiegłem po schodach i znów wsiadłem do auta. Miałem
tylko nadzieję, że nie obudzę jej.
Szybko zaparkowałem pod jej blokiem i wszedłem do góry.
Właśnie miałem zapukać do drzwi kiedy z jej mieszkania
dobiegły mnie przeraźliwe krzyki.
Zdecydowanie chwyciłem za klamkę i pociągnąłem. Drzwi
były otwarte. Wbiegłem do głównego pokoju i zobaczyłem Alison leżącą na ziemi i
trzymającą się za twarz. Nad nią stał facet o kruczoczarnych włosach.
W ogromnej złości rzuciłem się na niego, zacząłem okładać
go pięściami. Przeciwnik niczego się nie spodziewał, więc miałem przewagę.
Jednak zanim uciekł zdołał mi zadać jeden cios obok oka.
Rzuciłem się na kolana obok dziewczyny. Chwyciłem jej
twarz w dłonie. Wargę miała rozciętą, po podbródku płynęła jej stróżka krwi.
Oczy miała rozmazane. Gdy mnie zobaczyła rozpłakała się całkowicie. Podniosłem
ją do pozycji siedzącej przytulając jej głowę do mej klatki piersiowej.
- Cichutko, nie płacz już. Jesteś bezpieczna. Nikt Cię
nie skrzywdzi, obiecuję.
Szlochając objęła mnie w pasie.
- Aaron! – krzyknęła po chwili podrywając się w górę i
idąc do jego pokoju.
Szybko ruszyłem za nią. Malec stał w drzwiach
prowadzących do niego, w ręku trzymał niewielką poduszeczkę. Płakał
przestraszony.
Nie mogłem uwierzyć, że tutaj działo się takie piekło.
Gdybym nie zapomniał kluczy nie wiadomo co by się stało…
- Zabierz najpotrzebniejsze rzeczy. – odezwałem się od
razu.
Alison spojrzała na mnie. Nie oponowała. Podszedłem do
chłopczyka i wziąłem go w ramiona. Poszliśmy do sypialni Ali.
Już dziesięć minut później wchodziliśmy do mojego
samochodu. Oboje usiedli z tyłu.
Zapalając silnik odjechałem jak najszybciej z tego
miejsca.
W bezruchu siedziałam na ziemi oparta o kanapę w
mieszkaniu Jordiego. On zaś kładł właśnie Aarona, który zasnął w samochodzie.
Nie miałam siły nic robić, bałam się nawet myśleć. Nie
docierało jeszcze do mnie co się stało. Gdyby nie Jordi… Gdy tylko o tym
pomyślałam oczy znów zaszły mi łzami. Warga mnie okropnie piekła, czułam jak
policzek mi puchnie. To zresztą nie miało znaczenia. Czułam się jak śmieć.
Myślałam, że już wszystko wróci do normy, że nie spotkamy go już nigdy. Na co
ja głupia liczyłam? Najbardziej szkoda mi było syna, znów to przeżywał. Byłam
gotowa dla niego zrobić wszystko.
Poczułam jak obok mnie siada szatyn. Delikatnie chwycił
mnie i przyciągnął do siebie. Poddałam mu się całkowicie. Nic nie mówił, o nic
nie pytał. Byłam mu za to wdzięczna.
Czas mijał, żadne z nas się nie odzywało. Powoli się
uspokajałam, już nie drgałam od szlochu. W głowie miałam pustkę, nie potrafiłam
myśleć o tym co teraz nas czeka. Co mam zrobić? Do kogo się zwrócić? Znów
uciekać?
- Powinnaś odpocząć. – szepnął szatyn.
- I tak nie zasnę. Boję się. – odezwałam się cichym
głosem. Gardło mnie piekło z suchości.
- Jestem tutaj. Nikt was już nie skrzywdzi, obiecuję.
Mówiąc to przeczesał dłonią me włosy. Po chwili wstał,
chwycił mnie w biodrach i bez problemu postawił na nogi.
- Chodź, musisz się czegoś napić, ja opatrzę twoją ranę.
Nie było sensu wmawiać, że nic się nie stało, bo stało
się bardzo dużo. Posłusznie udałam się z nim do kuchni. Zmęczona usiadłam na
krześle przy blacie stojącym na środku. Jordi tymczasem przyniósł apteczkę.
- Może troszkę zapiec.
Dzielnie wytrzymałam moment, gdy przykładał mi gazę do
policzka i wargi. Zamknęłam oczy.
- Dziękuję. – odezwałam się dopiero gdy chwilę później
przyklejał mi plaster na ranę policzka.
- Nie dziękuj. – oznajmił przejeżdżając delikatnie
kciukiem po opatrunku.
- Muszę. Nie dziękuję za to. To znaczy, nie tylko.
Dziękuję, że… - zacisnęłam mocniej powieki hamując płacz – przyjechałeś jeszcze
raz, pomogłeś mi. Gdyby nie ty… - wciąż wystraszona schowałam twarz w dłoniach.
Brunet kucnął przede mną, podniósł moja brodę zmuszając
bym na niego patrzyła.
- Nie myśl już o tym. Od dziś się wszystko zmieni.
Zostajecie tutaj do momentu aż on nie zniknie z waszego życia.
- Ja nawet nie wiem co mam teraz zrobić.
- Wymyślimy coś. Nie zostawię was z tym samych. I zapewne
nie tylko ja. – mówiąc to uśmiechnął się dodając mi otuchy.
- Dziękuję – wyszeptałam ledwie dźwięcznie.
* * *
Po cichu zajrzałem do swojej sypialni. Blondynka leżała
spokojnie, pogrążona we śnie. Nie miałem zamiaru jej budzić. Poprzednia noc
była dla niej okropna, ledwie zasnęła. Po paru sekundach tak samo cicho
zamknąłem drzwi.
Ruszyłem do kuchni, położonej najdalej od mego pokoju.
Chwyciłem telefon leżący na stole i wybrałem potrzebny numer.
- Halo. – odezwał się Xavi z drugiej strony.
- Cześć. Pilna sprawa. Musimy się zaraz spotkać. –
powiedziałem bez niepotrzebnego owijania.
- Przerażasz mnie. Co się dzieje?
- To nie jest rozmowa na telefon. Mógłbyś zaraz
przyjechać do mnie?
- Jasne. Będę za parę minut.
- Do zobaczenia.
Nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Od razu jednak wykonałem
taki sam telefon do Davida. Również zgodził się zaraz przyjechać.
Już trzy minuty później czekałem na dole oparty o barierkę.
Pierwszy na miejsce dotarł David, jednak zaraz za nim zjawił się i Xavi.
- Co się dzieje? – odezwał się zniecierpliwiony pomocnik.
- Alison i Aaron u mnie są.
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Nie mieli pojęcia
dlaczego i o co w ogóle chodzi.
- Byłem u nich wczoraj na kolacji. – ciągnąłem – Po moim
wyjściu zjawił się tam ktoś jeszcze.
Opowiedziałem im całą historię z poprzedniego wieczoru.
Pod koniec na ich twarzach malowała się czysta złość. Nie trzeba było być
mistrzem wróżenia z twarzy żeby wyczytać co teraz czują.
- Nie wiem co mam powiedzieć – odezwał się Villa
siadający na murek. – Gdybym go tylko
dorwał.
- Próbowałem go zatrzymać, niestety wyrwał się i uciekł.
Zaraz później kazałem Alison zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i dziesięć minut
później już nas tam nie było.
- Nie wiem jak ci dziękować. Miałem się nimi opiekować a
tu takie coś… - Xavi schował twarz w dłoniach opadając obok Davida.
-To nie twoja wina, nikt nie mógł tego przewidzieć. –
odezwał się napastnik.
- Ale dlaczego ja o niczym nie wiedziałem?! Że ktoś taki
jest w ich życiu? – nie rozumiałem dlaczego nikt mi o tym nie powiedział.
Czułem się oszukany. Myślałem, że się do siebie zbliżyliśmy, a wchodziło na to
że nic o niej nie wiem…
- Alison nie chciała żebyśmy Ci mówili.
- Niby dlaczego?
- Bała się, że odwrócisz się od niej, zrozumiesz, że nie
ma sensu trzymać się z kimś takim, tylko byś się narażał.
- Co?! Skąd jej takie coś przyszło do głowy?! Nigdy bym
tak nie postąpił! – zdenerwowany zacząłem chodzić w te i z powrotem.
Żaden nic nie odpowiedział.
- Musimy jej pomóc skończyć to raz na zawsze. –
powiedziałem twardym głosem.
- Trzeba zabrać ją do lekarza, zrobić badania żeby miała
zaświadczenie tego co jej zrobił. Ty też powinieneś to zrobić.
- Tutaj chodzi o nią, nie o mnie. Zrobimy to jak
najszybciej, za długo cierpiała.
- Będę musiał powiadomić jej brata – odparł Xavi.
- W takim razie ja pojadę do Klubu i zgłoszę, że
dziewczyna musi wziąć tydzień urlopu.
- Dobry pomysł. Więc mi zostaje zabranie jej do lekarza.
Po tym pomyślimy co dalej.
Hiszpanie wstali z murka szykując się do odjazdu.
- Zakończymy to. Raz na zawsze. – odezwał się pomocnik
kładąc mi rękę na ramieniu. – Razem.
Uśmiechnąłem się delikatnie kiwając głową. Wszedłem
drzwiami ruszając schodami w górę.
* * *
Powoli odłożyłam telefon na stolik. Marius zapowiedział,
że pojutrze przyleci do Barcelony. Nie musiałam się długo zastanawiać żeby
zgadnąć od kogo dostał wiadomość o tym co się stało. Podczas gdy ja wciąż
rozpamiętywałam wydarzenia poprzedniej nocy, Jordi wraz z Xavim i Davidem
wszystkim się zajęli.
Gdy wracaliśmy z przychodni wstąpiliśmy jeszcze do mojego
mieszkania, by zabrać więcej rzeczy. Jordi nawet nie chciał słuchać o tym, że
najlepiej będzie jeśli tam z Aaronem zostaniemy. Nie kłóciłam się, w głębi
serca nie chciałam tam wracać. Postawił sprawę jasno: minimum do końca mojego ‘urlop’
mieliśmy zostać u niego.
Później udaliśmy się na posterunek policji od razu złożyć
zeznania i przekazać dzisiaj zdobyte dokumenty. Teraz musieliśmy tylko czekać.
Wiedziałam, że u niego będziemy bezpieczni.
Aaron cały dzień spędził u Davida i Patricii, tam też
miał zostać na noc. Nie chciałam żeby patrzył na mnie w takim stanie,
potrzebował radości, zabawy. Ode mnie dziś by tego nie otrzymał. Moja psychika
była wciąż rozdarta. Potrzebowałam czasu.
- Zrobiłem ci gorącą czekoladę. – do salonu wszedł
uśmiechnięty Jordi z dwoma kubkami gorącego napoju. Postawił je na ławie przede
mną.
- Dziękuję. – obdarzyłam go delikatnym uśmiechem, tylko
zewnętrznym.
Miałam coś jeszcze dziś do zrobienia. Nie mogłam dłużej
tego wszystkiego przed nim tłumić, musiałam mu o wszystkim w końcu powiedzieć.
Byłam mu to winna.
- Koniec z sekretami. Muszę ci to powiedzieć. – zaczęłam obejmując
zgięte nogi ramionami.
Chłopak usiadł na fotelu z prawej strony kanapy. Wzrok
skierował na moją twarz, czekał cierpliwie, nie poganiał mnie.
- Jak już wiesz, to był ojciec Aarona. –oczy wpiłam w
stopy powoli je przymykając. Cofnęłam się parę lat wstecz. – Poznałam go gdy
miałam nieco ponad 18 lat. Od razu wpadliśmy sobie w oko. Nie mogło być inaczej.
Czułam się miło połechtana, niecodziennie w końcu ktoś tak popularny jak on,
starszy i doświadczony zaczyna interesować się młodą, szarą myszką jak ja.
Marius nie akceptował mojego związku z nim, starszym ode mnie o 6 lat facetem.
Ja nie widziałam w tym nic złego. Zbuntowałam się i wyprowadziłam do Marco. 2
miesiące później okazało się, że jestem w ciąży – przerwałam zaczerpując dużej
ilości powietrza.
- Wyrzucił cię? – spytał przez mocno zaciśnięte zęby szatyn.
- Wręcz przeciwnie. Obiecał, że staniemy się wspaniałą
rodziną, że cieszy się z tego dziecka, ponieważ mnie kocha najbardziej.
Poinformowałam brata o ciąży. On jedyny nie był zadowolony. Mówił, że jestem za
młoda, że całe życie przede mną, on się ode mnie odwróci, zostanę sama. Ja w to
nie wierzyłam. Byłam zaślepiona miłością. Od tamtego czasu nie rozmawiałam z
nim. We wrześniu Aaron przyszedł na świat. Wszystko szło tak jak sobie to
wymarzyłam. Do czasu. Nadeszły dni kiedy płacz synka zaczął irytować Marco,
denerwowała go każda mała rzecz. Wychodził z domu nie wracając na całą noc. Gdy
Aaron miał cztery miesiące, jego ojciec po raz pierwszy wrócił nocą do domu
całkowicie zalany. Awanturował się, chciał wynieść dziecko z domu. Uderzył
mnie. – z oczu poleciały mi pierwsze łzy. Wspomnienia sprawiały mi
niewyobrażalny ból. Jordi to zauważył. Przeniósł się z fotela siadając obok
mnie i obejmując mnie ramieniem. Bezwładnie oparłam się o jego bark.
- I tak było coraz częściej. Ja głupia wierzyłam, że to
tylko chwilowe, że się zmieni i wszystko wróci do normy. Tak się jednak nie stało.
Najbardziej bałam się o syna, nie tego chciałam dla niego. Którejś nocy pobił
mnie prawie do nieprzytomności. Cały czas krzyczał, że zmarnowałam jego życie,
złapałam go na ciążę i nie może być teraz wolny. Ja byłam pewna, że zdradza
mnie z pierwszą lepszą na prawo i lewo. Gdy zobaczył, że ledwie się ruszam
wyszedł, najzwyczajniej w świecie. Zostawiając mnie na ziemi z płaczącym
chłopcem w kołysce. – nie hamowałam już łez, leciały jak strumyk rzeki.
Poczułam jak Jordi zaciska pięści.
- Nie mam pojęcia jakim cudem dostałam się do taksówki i
pojechałam do Mariusa. Gdy zobaczył mnie w takim stanie z Aaronem wpadł w
ogromną złość. Chwycił kurtkę i wybiegł z domu. Nami zajęła się moja szwagierka.
Nie złapał go. Czułam się podle. Nie zdawałam sobie sprawy, że człowiek może
tak się czuć, upaść tak nisko. Czemu ja go wtedy nie posłuchałam?! Zaraz na
początku.. Wszystkim się zajął. Nigdy nie powiedział 'A nie mówiłem'. To dzięki
niemu zamknęli go. Xavi i David pomogli mi wrócić do Barcelony, zajęli się mną
tutaj. Marius chciał żebyśmy tam zostali, u niego i Victorii. Ja nie mogłam
zostać dłużej w Londynie, miejscu gdzie to wszystko się zaczęło. Wróciliśmy w
moje rodzinny strony, do domu, tu gdzie się wychowałam, do miejsca gdzie
spoczywają nasi rodzice. -- Dalej wiesz już co się działo.
Bez wypowiedzenia żadnego słowa wtulił mnie w siebie. Siedzieliśmy
tak przytuleni przez jakiś czasu, może parę minut, może godzin. Nie myślałam o
tym.
- Dziękuję, że mi to wszystko powiedziałaś. Wiesz już, że
nie pozwolę was skrzywdzić. Pomogę wymazać Ci te wspomnienia z serca. –
wyszeptał Jordi nie ruszając się ani o centymetr.
- Poznanie Ciebie jest najlepszą rzeczą jaka mnie
ostatnio spotkała. Zaufałam Ci.
- I ja cię nie zawiodę. Obiecuję. – mówiąc to chwycił
moją twarz w dłonie, kciukami wycierając łzy z policzków.
- Wiem.
Nasze twarze były oddalone od siebie raptem o parę
centymetrów. Mimo ostatnich przejść moje serce przyspieszyło. Jego oczy błądziły
po mej twarzy, na ustach zatrzymując się na parę sekund dłużej, następnie
kończąc na oczach. Zbliżył się na odległość centymetra. Unosząc głowę przyłożył
swoje usta do mojego czoła na dłuższą chwilę. Dłońmi oplotłam go wokół pasa
przysuwając się jeszcze bliżej, chcąc ciągle czuć jego ciepło. W takiej pozycji
przespałam całą noc.
_____________________________________
Wreszcie dodaję nowy rozdział! Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Nie jestem z niego zadowolona... Ciężko mi się go pisało. Nie mam najmniejszego pojęcia kiedy pojawi się nowy. Nie mam jeszcze nic do niego napisane. Może w przerwie świątecznej coś napiszę :)
Jeszcze tylko tydzień szkoły i wreszcie odpoczynek. Mój mózg odpocznie ;) Musieliście mocno trzymać kciuki, bo próbne matury poszły mi całkiem nieźle :D
A już dziś wieczorem piłkarska uczta. Damy radę! T'estimo Barça! ♥
Trzymajcie się i do następnego! Miłego wieczoru! ;-)