Do mieszkania Jordiego wracaliśmy tym samym dużym
samochodem z przyciemnianymi szybami. Przez całą drogę siedzieliśmy wtuleni w
siebie na tylnym siedzeniu. Nie rozmawialiśmy. Wystarczyła nam nasza obecność.
Każde z nas pogrążone było w swoich rozmyślaniach. Byłam pewna że i Jordi myśli
o tym samym. O wieczorze, który tak wspaniale przeżyliśmy, podczas którego
oboje ujawniliśmy co do siebie czujemy. Byłam w tej chwili najszczęśliwszą
kobietą na świecie, siedzącą obok najwspanialszego mężczyzny.
Nawet nie zauważyłam gdy samochód się zatrzymał. Miałam
wrażenie, że minęło zaledwie 5 minut. Szatyn najwyraźniej odniósł podobne
wrażenie.
- Przygotujmy się psychicznie na to co za chwilę
zobaczymy – zaśmiał się wychodząc na zewnątrz a następnie pomagając mi również.
- Żadnego dymu nie widać, więc nie powinno być źle.
Katalończyk podszedł jeszcze na chwilę do okna kierowcy i
szepnął coś do niego. Następnie grzecznie się pożegnał i razem ruszyliśmy do
windy. Będąc już w wąskim korytarzu prowadzącym do drzwi jego mieszkania,
zatrzymał się. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Poczekaj chwilkę.
Nie spiesząc się do środka oparłam się o ścianę
naprzeciwko. Staliśmy tak chyba 30 sekund. Dopiero wtedy domyśliłam się na co
czekał. Po upływie tego czasu na korytarzu nastała ciemność, wszystkie światła
pogasły. W mgnieniu oka atmosfera uległa zmianie. Powietrze stało się dziwnie
naelektryzowane, unosiło się odczucie intymności.
Nie ruszając się ani o centymetr stałam wciąż przyparta
do ściany. Jednak nawet w tej ciemności zauważyłam zarys postaci Jordiego,
który zaczął zbliżać się w moim kierunku. Moje serce momentalnie zaczęło bić
jak oszalałe. Gdy poczułam jego delikatny dotyk na mojej ręce przeszedł mnie
dreszcz, bardzo przyjemny. Dłonie położył na mej tali, jedną zaczął powoli
zjeżdżać w dół, przez biodro a następnie docierając do uda. Zwinnym ruchem
oderwał moją lewą nogę od podłoża unosząc ją nieco wyżej. Głowę zbliżył w
okolicę obojczyka posuwają się wyżej na kark. Powoli zaczął składać tam
pocałunki, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Odruchowo uniosłam głowę
wyżej. Nie chciałam żeby ta chwila się kończyła. Zaczęłam oddychać coraz
głębiej nie mogąc opanować szybkiego bicia mego serca. Po paru sekundach
oddalił się od mojej szyi opuszczając moją nogę w dół, ręce położył znów na
tali. Doskonale wyczuł, że potrzebuję w tym momencie aby wciąż mnie trzymał. W
ciemności zobaczyłam jak czule spogląda na moją twarz, w jego oczach widziałam
ekscytację, podniecenie, czułość. Byłam w nim zakochana, zakochana na zabój,
tak po prostu.
Wspięłam się na palce zarzucając mu dłonie na kark. W
ułamku sekundy nasze usta się ponownie zetknęły. Pocałunek był wypełniony ogromnym
pożądaniem, całował mnie tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek przez
zbliżającym się końcem świata. Przytuliłam się do niego najmocniej jak
potrafiłam. Bez namysłu chwycił oba moje uda unosząc mnie w górę, nogami oplotłam
go wokół pasa, sukienka zadarła mi się ku górze. Nie przejmowałam się tym,
wokół panowała sama ciemność, była 1 w nocy, nikomu nie spieszyło się nigdzie
wychodzić.
W tym miejscu spędziliśmy dobre 5 minut. Stalibyśmy tutaj
pewnie jeszcze dłużej gdybyśmy nie usłyszeli gdzieś w oddali otwieranych drzwi.
W innej części korytarza zauważyliśmy lekką poświatę zapalanego się światła.
Nie mogąc powstrzymać uśmiechów stanęliśmy w normalnej pozycji, wygładziliśmy
swoje ubrania i starając się doprowadzić do ludzkiego stanu.
- Co ty ze mną robisz – wyszczerzył zęby w uśmiechu
szatyn.
- Ja? – spojrzałam na niego udając całkowicie niewinną.
- Tak, ty. Jak ja mam się teraz tam normalnie
funkcjonować?
- Przepraszam, nie będę się już zbliżała do Ciebie –
puszczając mu oczko ruszyłam do przodu.
Przeszłam zaledwie pół metra gdy ponownie złapał mnie w
pasie obdarzając ostatnim czułym pocałunkiem.
Wchodząc do mieszkania nie mieliśmy absolutnie żadnego
pojęcia co tam możemy zastać. Korytarz był jak najbardziej w porządku, nic nie
zauważyłem uszkodzonego czy coś. Ruszyliśmy do salonu. Tam zastaliśmy całą
bandę. Dosłownie bandę. W pokoju paliła się lampka dająca zawsze dużo światła.
Spojrzeliśmy na siebie z Alison powstrzymując wybuchy śmiechu.
- Jak oni słodko wszyscy wyglądają – westchnęła blondynka
patrząc na kanapę.
Na mojej własnej kanapie pomieściła się cała trójka.
Gerard leżał na spodzie, na brzuchu opierając się o klatkę piersiową, wtulony
był w niego Aaron, na nogach zaś leżał sobie wygodnie David.
- Nie no, ja to muszę uwiecznić – szepnąłem wyciągając z
kieszeni telefon. Zrobiłem całą serię zdjęć. Nawet sobie nie wyobrażali jak
teraz będę ich szantażował tymi perełkami.
W drugim rogu pokoju w fotelu spał Xavi z Nurią na kolanach.
- Chyba się pomęczyli tutaj – zaśmiała się cichutko. –
Nie budźmy ich, niech sobie śpią.
- Tak, masz całkowitą rację. Jeszcze będą chcieli żeby im
zdać relację i z tego podniecenia już nie zasną – zażartowałem.
- Tyle osób a wszyscy pomieścili się w jednym pokoju. Dobrze,
że mój jest wolny.
- Nie boisz się sama tam spać? – spojrzałem na nią
unosząc brew ku górze.
- Nie chciałam się do tego przyznać. Ale boję się
okropnie – wypowiedziała to niewinnym tonem przygryzając lekko wargę.
- Pójdę tam z Tobą i sprawdzę czy aby łóżko masz wciąż
wygodne – chwytając się za ręce wyszliśmy z salonu.
* * *
Dni mijały, nic nie było już takie jak dawniej. Z Aaronem
wciąż mieszkaliśmy u Jordiego. Było nam tutaj tak dobrze, nie miałam ochoty
jeszcze wracać do siebie, do tych niemiłych wspomnień. A tym bardziej Alba nie
chciał abyśmy go opuszczali. Jednak wiedziałam, że w końcu ten moment będzie
musiał kiedyś nastąpić. Nie mogliśmy u niego zostać na wieczność. Musieliśmy
wrócić do swojego życia. To nie przeszkadzałoby nam w naszych dalszych
relacjach, byłam pewna, że gdy wrócimy do siebie to obrońca będzie tam częstym
gościem.
Cała czwórka dorosłych domyśliła się co zaszło pomiędzy
mną i Jordim podczas naszej randki, nikt nie musiał o nic pytać. Domyślili się
również, że nie chcemy się spieszyć, pokazywać się z tym publicznie żeby
dziennikarze mieli co do gazety włożyć. Chcieliśmy się sobą w spokoju cieszyć,
poznawać siebie nawzajem. Najgorzej było udawać podczas treningów, każdy
logicznie myślący człowiek widział z daleka jak na siebie patrzymy. Zawodnicy
szanowali nas i o nic nie pytali. Oczywiście nie mogło obyć się bez
jakichkolwiek tekstów czy żartów, to już była część ich życia.
Po skończeniu wszystkich zadań udałam się do mojego
małego pokoiku czekając na któregoś z graczy. Doskonale wiedzieli, że już
skończyłam i tu mnie zastaną gdyby chcieli uzyskać masaż i rozmowę. Długo nie
musiałam czekać. Po minucie usłyszałam pukanie do drzwi. Nawet nie zdążyłam
odpowiedzieć gdy do środka weszli Pique z Fabregasem.
- Przepraszam kochani ale ja dwóch par rąk nie mam –
zaśmiałam się na ich widok. Już parę razy się zdarzyło gdy przychodzili oboje.
- Szkoda, szkoda. Niestety któryś będzie musiał poczekać –
wzruszył ramionami Cesc. – I to nie będę ja.
- A to się dopiero okaże! –odgryzł się Gerard – Wszystko wyjaśni
kamień, papier, nożyczki.
Grali w to zawsze żeby wyłowić tego szczęśliwca.
Z uśmiechem przyglądałam się jak chowają dłonie za
plecami i na trzy wyciągają je z powrotem.
- Ha! – podskoczył zadowolony pomocnik. – Zawsze wygrywam,
nie masz ze mną szans drabino – pstryknął do w nos kładąc się wygodnie na
łóżku. Obrońcy pozostało jedynie drewniane krzesło.
- Proszę, załatw go szybko i zajmij się mną.
- Chyba naprawdę wam nakażę wchodząc pojedynczo. Jakoś
inni potrafią się trzymać tej zasady, tylko wy nie.
- Bo my po prostu lubimy dużo rzeczy robić razem –
spojrzałam na szczerzącego się Pique wybuchając śmiechem.
- Jordi już był na masażu? – spytał niby niewinnie Cesc.
- Co to w ogóle za pytanie? Przecież przed chwilą go
widzieliście, trzeba było go spytać.
- Nie wiesz, że on ma masaże w domu? – szturchnął kolegę Geri.
- A no tak, o każdej porze. Ten to ma dobrze. Myślisz, że
dziękuje jej w jakiś sposób?
- Pewnie, że tak. Przecież go znasz, nie lubi być dłużny.
Na pewno ciągle kupuje kwiaty czy czekoladki. Lub czymś innym dziękuje.
- Może jakaś ciepła kąpiel czy śniadanie do łóżka.
- Albo jakieś spacery w świetle księżyca.
- Też możliwe. Wiemy, że z niego romantyk.
- Zdecydowanie. On podchodzi na poważnie do takich
rzeczy, widać że mu zależy.
- Zakochała nam się ptaszyna.
- Jestem pewny, że z wzajemnością.
- Myślisz, że będzie ślub?
- Będzie, będzie. Muszę powiedzieć Shaki żeby się za
sukienką rozglądała.
- Dobry pomysł. Nigdy nie wiesz kiedy z tą wiadomością
wyskoczą.
- Ej! Wolnego chłopcy! Ja tutaj dalej jestem! – przerwałam
zanim rozmowa zeszła w inny temat.
- Wiemy. W końcu ktoś mi robi ten działający cuda masaż.
- Nie możecie o innych sobie rozmawiać? Skupcie się na
Xavim.
- E tam, oni niech sobie tam żyją spokojnie. Wy jesteście
ciekawsi – puścił mi oczko Pique. – A tak w ogóle to może teraz moja kolej, co?
- Kolej na co? Alison dopiero się rozkręca i nie mam
zamiaru jej przerywać – uśmiechnął się tryumfalnie Cesc.
- Jak dzieci, jak dzieci.
Pokręciłam śmiejąc się głową. Te ich żarty w ogóle na
mnie nie działały, wiedziałam, że lubią sobie pogadać, nie przeszkadzało mi to.
Wiem, że na nich nigdy bym się nie zawiodła.
* * *
Na dzień meczu z Celtkiem dostałam dzień wolny. Dzięki
czemu na spotkanie mogłam udać się razem z Aaronem. Trzylatek już od samego
rana był strasznie podekscytowany, nie mógł się doczekać aż ruszymy na stadion.
Jordi, który już był z drużyną w hotelu na zgrupowaniu, zostawił mi swój samochód,
nim mieliśmy się udać na miejsce i z powrotem wrócić już razem. Do wyjazdu
została jeszcze ponad godzina a mój syn
biegał już po całym domu ze swoja nową imienną koszulką na sobie. Była ona
prezentem od obrońcy. Dwa dni wcześniej spytał malca jaki numer chciałby mieć
na koszulce, odpowiedział on z dumą, że 18. Zauważyłam jak jego odpowiedź
bardzo wzruszyła szatyna, nie spodziewał się tego. Zaraz po tym oboje się
uścisnęli. Nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu jak wspaniale się rozumieli i
oboje pokochali.
- Mamo, a lubisz Jordiego? – z zamyślenia wyrwał mnie
trzylatek wspinający mi się na kolana.
- Oczywiście, bardzo go lubię.
- Będzie on moim tatą? – czasami szczerość mojego syna
bardzo mnie zaskakiwała.
- Nie wiem kochanie, nie mogę Ci teraz tego powiedzieć.
- Ja bym bardzo tego chciał. Też go lubię.
- Wiem, i on Ciebie lubi. Zawsze tak będzie –
odpowiedziałam całując do w główkę.
Punktualnie o 20:45 sędzia rozpoczął mecz. Na stadionie
siedziało ponad 60 tysięcy ludzi. My z Aaronem siedzieliśmy na krzesełkach
prawie tuż za ławką rezerwowych graczy Barcelony. Malec jak zahipnotyzowany
patrzył za piłką podskakując za każdym razem gdy któryś z piłkarzy był przy
bramce rywala. Wczuł się jak nikt inny.
Katalończycy choć przeważali, pierwsi stracili bramkę.
Bramkę dla gości zdobył Samaras, który dostał na głowę piłkę z rzutu wolnego
dośrodkowanego przez Mulgrewa. Gol nie zmienił obrazu gry, gospodarze wciąż
dominowali sprawiając sobie okazje na wyrównanie. Na parę sekund przed przerwą Messi
zagrał piłkę do Iniesty, ten odegrał do Xaviego, który oddał futbolówkę
Inieście, a on strzałem doprowadził do remisu.
Podczas przerwy zostaliśmy na swoich miejscach. Podałam
synowi napój, który w mgnieniu oka pochłonął połowę. Było już dobrze po 21 a on
był pełen energii, w ogóle nie odczuwał tak późnej godziny.
15 minut później piłkarze obu drużyn pojawili się
ponownie na boisku. Jordi doskonale wiedział gdzie siedzimy, będąc blisko ławki
rezerwowej posłał nam szeroki uśmiech machając dłonią.
Druga połowa nic nie zmieniła. Obie drużyny stwarzały sobie
okazje do wyprowadzenia zespołu na prowadzenie. Zbliżyła się minuta 90 i na
tablicy zaczęło widnieć odliczanie 4 minut, które doliczył sędzia. Wydawało
się, że mecz zakończy się bramkowym remisem. Ludzie wokoło zaczęli podnosić się
z krzesełek i ruszać w kierunku wyjść. Jednak mecz się jeszcze nie zakończył, Katalończycy
odpowiedzieli ostatecznym ciosem. W ostatniej, czwartej doliczonej minucie, w
pole karne Celtiku dośrodkował Adriano. Akcję zamykał Alba, który z
kilkunastu centymetrów wpakował piłkę do siatki. Stadion wybuchł nową energią,
ludzie zaczęli śpiewać i wiwatować. Nasza dwójka nie zachowywała się wcale
inaczej. Na bilbordzie pokazywany był właśnie bohater ostatniej akcji, który
utworzył z palców piękne serce wskazując je w dokładnie naszą stronę. Aaron w
ogóle tego nie zauważył zajęty skakaniem i śpiewaniem. Zrobiło mi się ciepło w
środku, miałam ogromną ochotę wskoczyć na boisko i mu za to podziękować.
Gwizdek zabrzmiał po raz ostatni oznajmiający koniec spotkania.
Po meczu udaliśmy się do pomieszczenia gdzie były
rozstawione sofy, na które usiedliśmy i czekaliśmy na naszego bohatera. Zjawił
się zaledwie 15 minut później, w ciągu których mój mały książę już zdążył
ładnie zasnąć.
Szybko wstałam z kanapy i podeszłam do szatyna
przytulając go.
- Byłeś niesamowity.
- Dziękuję ale to nic takiego – odpowiedział skromnie.
- Nieprawda. Zawsze jesteś świetny, pamiętaj o tym – uśmiechnęłam
się całując go w policzek.
- Ta bramka była dla was.
- Wiem. Za nią również Ci dziękuję – tym razem swoimi
wargami dotknęłam jego warg. Przyciągnął mnie bliżej siebie.
* * *
Nazajutrz rano piłkarze odbyli trening regeneracyjny.
Później mieli dostać dzień wolnego. Gdy Jordi pojechał do klubu ja z Aaronem
wybraliśmy się do przychodni na szczepienie. Nadszedł już termin, więc chciałam
wykorzystać ten dzień wolny i mieć to za sobą. Wracając mieliśmy zahaczyć o
ośrodek treningowy i po zajęciach razem się gdzieś wybrać. Na drodze był
straszny ruch, co chwilę ktoś trąbił lub zajeżdżał komuś drogę. Ludzie wszędzie
się spieszyli. Gdy się troszkę rozluźniło wreszcie mogłam jechać bez
denerwowania. W ciągu sekundy sytuacja na drodze uległa raptownej zmianie. Wszystko
działo się bardzo szybko, na mój pas zjechał jakiś samochód zmuszając mnie do gwałtownego
hamowania i użycia parę razu klaksonu. Przestraszyła mnie ta sytuacja,
ucieszyłam się, że obyło się bez szkód. Stojąc na światłach włączyłam
kierunkowskaz szykując się do skrętu w lewo. Po przełączeniu światła ruszyłam.
Będąc już prawie u celu usłyszałam trąbiący pojazd. Na wszystko było już za
późno, samochód ciężarowy znajdował się zaledwie metr od mojej prawej strony.
Pędził rozpędzony. Nie myślałam już o niczym. W głowie miałam pustkę gdy
zamknęłam oczy.
Po treningu wszyscy spoceniu ruszyliśmy do szatni, każdy
prosto pod prysznic. Po wysiłku woda zawsze dawała ukojenie. Skończywszy brać
prysznic poszedłem do szafki i wyciągnąłem swoje rzeczy szykując się do
wyjścia.
- Co dziś będziecie robić? – usłyszałem głos Xaviego,
który stał dwie szafki dalej.
- Pojedziemy na jakąś małą wycieczkę. Taka ładna pogoda
to trzeba jeszcze z niej korzystać – uśmiechnąłem się.
Zatrzaskując drzwiczki poczułem wibrację telefonu, który
przed chwilą schowałem do kieszeni. Wyciągnąłem go stamtąd spoglądając na
wyświetlacz. Dziwne, numer nieznany. Nacisnąłem zieloną słuchawkę przykładając aparat
do ucha.
Niemożliwe jak życie człowieka może się zmienić w
zaledwie parę sekund, po usłyszeniu paru słów. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa,
nie utrzymywały mojego ciała. Bezwiednie upadłem na siedzenie obok szafki.
Telefon wypadł mi na podłogę. Słyszący to Xavi podbiegł do mnie.
- Jordi! Co się dzieje?! – spytał naprawdę zaniepokojony.
Pustym wzrokiem patrzyłem w dal. Zdobyłem się tylko na
krótką odpowiedź:
- Ona nie żyje.
__________________________________
Niemożliwe, że udało mi się napisać nowy rozdział :) Tak sobie wieczorem pomyślałam, że muszę skończyć kiedyś to opowiadanie, nie mogę go tak zostawić. Przejrzałam całą historie i Voilà, pojawiła się nowość :) Co o niej sądzicie? Ktoś czyta to jeszcze dalej? :D Jeśli wena mnie nie opuści to postaram się dalej pisać. Mam wakacje do października, więc mam nadzieję, że coś się tu dalej ruszy.
Miłego czytania i pozdrawiam ;-)
Miłego czytania i pozdrawiam ;-)