środa, 10 października 2012

Rozdział 3.

4 lipca 2012r.

Stałam przy blacie w kuchni i szykowałam kolację dla mnie i Aarona, gdy nagle zadzwonił telefon. Niespełna trzylatek siedzący na dywanie wstał i pobiegł na korytarz. Uśmiechnięty przyniósł mi słuchawkę. Wytarłam dłonie i przyłożyłam aparat do ucha.
- Tak słucham.
- Dobry wieczór. Tu Emili Ricart. Mam do Ciebie ogromną prośbę, uratuj mnie. – odezwał się w średnim wieku mężczyzna.
- Cześć. Co się stało? – spytałam trochę przestraszonym głosem. Zawsze był spokojną osobą, miał wszystko poukładane, teraz wydawał się roztargniony.
Chwyciłam krzesło i usiadłam na nie, opierając łokcie na stole.
- Muszę już dziś w nocy wyjechać na parę dni do Saragossy. Moja siostra trafiła do szpitala, muszę się tam wszystkim zająć.
- O matko! Tak mi przykro! Mam nadzieję, że wszystko będzie już jutro dobrze!
- Ja również. Dzwonie zapytać czy mogłabyś mnie jutro zastąpić podczas badań medycznych naszego nowego piłkarza.
- Oczywiście! Bez najmniejszego problemu. Ty o nic się nie martw i jedź spokojnie do siostry.
- Jestem Ci ogromnie wdzięczny, jesteś wspaniała. – oznajmił ze słyszalna ulgą w głosie.
- Pozdrów ją tam ode mnie. I o nic się nie martw.
- Raz jeszcze dziękuję. Powodzenia jutro!
Położyłam słuchawkę na stole. Chwilkę siedziałam w milczeniu, mój chłopiec siedział wciąż na dywanie bawiąc się swoimi samochodami. Musiałam szybko zastanowić się co zrobić z Aaronem. Mogłam go co prawda zabrać jutro ze sobą. Jednak miałam spędzić tam cały dzień, nie mogąc ciągle mieć go na oku. Nie chciałam żeby mu się coś stało. Nie pozostawało mi nic innego jak zadzwonić do Roberta i modlić się aby miał jutro wolny dzień i zgodził się zostać z malcem. Obaj się uwielbiali, więc to nie byłby pewnie problem.

* * *

Wszystko poszło po mojej myśli. Robert zgodził się zostać z Aaronem. Gdy wychodziłam z domu mój syn jeszcze spał, więc jego opiekun został tam razem z nim. Zapewniał, że fajnie spędzą dzień i nie mam się czym martwić. I tak też było. Nigdy nie miałam obaw gdy zostawiałam z nim mojego synka. Wspaniale było mieć kogoś takiego jak on, zawsze chętny do pomocy, zawsze radosny. On chyba nie miewał złych dni i chyba dlatego jego życie układało się tak prosto.
Parę minut przed 8 wysiadłam na przystanku zaraz obok Ciutat Esportiva.
Nie miałam mieć dziś tyle pracy co zwykli lekarze, jeśli w ogóle miałabym coś robić. Jednak fizjoterapeuta zawsze musiał być obecny przy badaniach.
Skierowałam kroki ku głównemu wejściu, ochroniarz tam stojący powitał mnie z uśmiechem. Windą wjechałam na pierwsze piętro i powoli weszłam do szatni aby zostawić tam swoje rzeczy. W specjalnym pokoju ubrałam się w mój strój do pracy. I już byłam gotowa.
Następnie ruszyłam do sali w której miało odbyć się większość badań.
- Dzień dobry. – odezwałam się wchodząc.
- Cześć. – dało się słyszeć z każdej strony. Wszyscy widocznie mieli bardzo dobre humory, bo każdy zaczął się uśmiechać.
Wszystko tutaj było już  przygotowane.
- Gotowa poznać naszego nowego podopiecznego? – spytał Anton podchodząc do mnie i kładąc mi rękę na ramieniu.
- Tak się składa, że my już się znamy. – odezwałam się zaskakując wszystkich.
- Jak to? Kiedy się poznaliście? – spytał ciekawski Juan.
- Podczas meczu Hiszpanii na którym ostatnio byłam. Bardzo miły z niego chłopak. Polubicie go.
- Jak Ali go polubiła to na pewno tak będzie. – oznajmił czarnowłosy mężczyzna siedzący przy komputerze.
Wszyscy się zaśmiali. Lubiłam z nimi pracować. Byli to ludzie tak pozytywnie do wszystkiego nastawieni.
Następnie każdy zajął się swoją pracą.

* * *

Po badaniach w barcelońskim szpitalu zostałem odwieziony do Sant Joan Despí , gdzie mieści się kompleks sportowy Barcelony, tam miała się odbyć reszta badań. Na podpisanie kontraktu i prezentację miałem się udać na Camp Nou.
Nie dało się ukryć, że trochę się denerwowałem, chciałem żeby wszystko poszło według planu, bez żadnych przeszkód.
Na miejscu zostałem odprowadzony do pomieszczenia gdzie mogłem zostawić swoje rzeczy, wszystko tam było naszykowane na mój dzisiejszy dzień. Sięgnąłem po koszulkę i spodenki.
Przebrany ruszyłem do sali, gdzie miała się odbyć następna tura badań.
Nie spodziewałem się, że czas będzie mijał mi tak przyjemnie. Podczas wykonywania wszystkich tam czynności każdy rozmawiał ze mną jakby był moim starym kolegą, sypały się żart. Teraz byłem już przekonany, że tutaj jest naprawdę niesamowita atmosfera.
Wszystko szło właściwymi torami, wyniki wychodziły bardzo dobrze, tak jak miało być. Nawet nie spostrzegłem jak minęły ponad dwie godziny.
- Już pozwiedzałeś trochę Barcelonę? - spytał  Alexandro podczas gdy czekał na wydruk badania USG.
- Niestety jeszcze nie miałem okazji. Dopiero wczoraj przyjechałem. Ale mam nadzieję, że jutro uda mi się coś porobić, popatrzeć gdzie co jest, trochę pochodzić dookoła.
- Tak, jutro będziesz już miał luźniejszy dzień. Mieszkanie masz już wynajęte czy może u kogoś się zatrzymałeś?
- Wszystko potoczyło się w tak szybkim tempie, że jeszcze nie zdążyłem. Na jakiś czas zatrzymam się u Davida Villi. Mam nadzieję, że do przyszłego tygodnia coś znajdę. – odpowiedziałem wstając z łóżka.
- No tak, koledzy z Valencii. – uśmiechnął się blondyn. – Teraz podejdź do bieżni, tam zaraz się tobą zajmie fizjoterapeuta. Nacisnął jakiś guzik i wyszedł.
Spełniając polecenie podszedłem do maszyny i czekałem. Nie długo. Już po paru sekundach drzwi się otworzyły i doznałem szoku. Do środka weszła Alison. Ta sama dziewczyna, którą spotkałem w Gdańsku. Na sobie miała białą koszulę z krótkim rękawem i bardzo dobrze dopasowane czarne spodnie.
- Cześć. – usłyszałem radośnie wypowiedziane to słowo.
Stałem oszołomiony, dopiero po 10 sekundach się ocknąłem.
- Co ty tutaj robisz?
- Pracuję. – odpowiedziała jakby to była zwykła rzecz. Bo była.
- Nigdy nie spodziewałbym się, że w takim charakterze.
- A dlaczego? – zdziwiła się.
- Nigdy nie spotkałem kobiety w składzie medycznym jakiegokolwiek klubu.
- Widzisz, kiedyś musi być ten pierwszy szok. – uśmiechnęła się zapisując coś w karcie.
- Taaak, i to jaki przyjemny. – wypowiedziałem to na tyle cicho aby blondynka nie usłyszała.
- Teraz trochę pobiegamy. Znaczy się ty pobiegasz. A ja będę sprawdzała twoją odporność. Będę Cię teraz musiała podłączyć do tego sprzętu. – odparła zajmując się rozdzielaniem różnych kabelków. – Proszę stań prosto teraz.
Podeszła blisko do mnie. Gdy po raz pierwszy dotknęła mojej klatki piersiowej swoimi delikatnymi palcami, przeszedł mnie dreszcz, bardzo przyjemny. Na jej twarzy pojawiły się leciutki zaczerwienienia. Speszony skierowałem wzrok gdzieś ponad nią.
- Mógłbyś to założyć? – odsuwając się ode mnie i podała mi siatkę do założenia. Bez słowa wsunąłem ją na klatkę piersiową.
- Teraz wejdź na bieżnię i możesz zacząć biegać. Dam Ci znać kiedy masz skończyć.
Kiwnąłem głową i wykonałem to o co prosiła.
Trwało to ponad 15 minut. Alison w międzyczasie, skupiona na swoim zadaniu oglądała różne wykresy i zapisywała potrzebne dane.
Do pokoju wszedł doktor Anton, któremu podała kartkę z wynikami. Dokładnie ją obejrzał i wymienili między sobą parę zdań.
- Jeśli możesz to udaj się teraz do Carlesa, chciał żebyś mu w czymś tam pomogła.
- Oczywiście. Przy okazji posłucham co się nowego na świecie dzieje. – zaśmiała się. – Zostawiam Cię w dobrych rękach, Jordi. Powodzenia w dalszej części dnia. – pożegnała się pogodnie i wyszła na zewnątrz.
W tym momencie poczułem uścisk żalu. Nie chciałem żeby wychodziła, miałem nadzieję, że jeszcze poprowadzi jakieś badania. Przy niej czułem się spokojniejszy, zapominałem o całym zdenerwowaniu, które nagle wróciło.

* * *

O 14:00 gdy wszystkie badania były już zrobione zabrałam się z Juanem na Camp Nou. Reszta sztabu porozjeżdżała się już do domów.
Parę minut później gdy szłam korytarzem zauważyłam przy oknie Jordiego. Wyglądał na bardzo zamyślonego. Dobra byłam w wyczuwaniu ludzkich emocji. Sama swoje starałam się ukrywać, nigdy nie chciałam aby ludzie wiedzieli co się dzieje w moim życiu. Szatyn był zdenerwowany. Przed nim pozostało podpisanie kontraktu, zaprezentowanie się publiczności i konferencja prasowa. Może bał się, że nie spodoba się publiczności. Jednak to było nie do wykonania.
Podczas tych rozmyśleń wpadłam na niezły pomysł…
- Chodź ze mną. – poprosiłam bez zbędnych słów.
Gdy usłyszał czyjś głos lekko się przestraszył. Nie dopowiedział mi. Ufał mi i ruszył za mną.
Poprowadziłam go do małego pomieszczenia gdzie stało specjalne, wysokie łóżko i niewielka ilość mebli. Zamknęłam drzwi.
- Ściągnij koszulkę. – dopiero po wypowiedzeniu tego zdałam sobie sprawę jak to musiało zabrzmieć. Jordi stał wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Wolałam nie myśleć o tym co mogło mu przejść w tym momencie przez głowę.
- Nie uważasz, że trochę za krótko się znamy? – spytał z nutką rozbawienia w głosie.
- Przepraszam, nie to miałam na myśli! – powiedziałam zawstydzona. – Ale proszę ściągnij koszulkę i połóż się na brzuchu.
Wciąż zdziwiony i trochę zdezorientowany ściągnął koszulkę ukazując swój umięśniony brzuch i klatkę piersiową. Posłusznie położył się.
Odsunęłam stojące obok krzesło. Powoli i delikatnie położyłam dłonie na plecach Alby. Poczułam jak przechodzi go dreszcz. Zaczęłam go masować. Już parę sekund później się rozluźnił i poddał mnie.
Piłkarze często przychodzili na masaż po treningu, pomagało im to właśnie w rozluźnieniu, odpoczęciu. Niektórzy tak bardzo się odprężali, że zasypiali lub nie chcieli żebym przerywała. Najlepszym tego przykładem był Cesc, ogromny śpioch. Z kolei gdy przychodził Carles, Xavi czy Gerard to ciągle gadali, jak najęci. Nie przeszkadzało mi to w ogóle, uwielbiałam rozmawiać z nimi na wszystkie tematy.
Jeździłam dłońmi w górę i w dół, starając się rozmasować każdą część. Oczy szatyna były zamknięte, pogrążony był w myślach.
Gdy oderwałam od niego ręce momentalnie się poruszył lecz oczu nie otworzył. Leżał tak jeszcze chwilę. Następnie wstał i ubrał się z powrotem.  
- Nie wiem jak Ci mam dziękować. – powiedział lekkim głosem stając naprzeciw mnie.
- Nie musisz. Mam nadzieję, że to Ci pomogło i już zdenerwowanie minęło. Zobaczysz, publiczność Cię pokocha. – kąciki mych ust powędrowały w górę.
-Pomogło, pomogło. Jestem twoim dłużnikiem. – głos zniżył do szeptu.
Otworzyłam drzwi wychodząc pierwsza, za mną wyszedł Jordi poprawiający sobie koszulkę. Mieliśmy szczęście, że nikogo na korytarzu nie było. Wiadomo co by sobie ta osoba pomyślała…

        * * *
Parę minut po 17, już po podpisaniu kontraktu, piłkarz wybiegł na murawę Camp Nou w stroju FC Barcelony z numerem ’18’ na plecach. Publiczność powitała go ogromnymi brawami. Wszyscy się ogromnie cieszyli, że wrócił do domu.
Ja stanęłam sobie z boku tunelu, z którego wychodziło się na boisko. Z uśmiechem obserwowałam jego przemówienie a później pokazy z piłką.
Niespodziewanie obok mnie pojawił się Xavi. Ogromnie zaskoczyła mnie jego obecność. Gdy spytałam czemu tu jest, wszystko mi wyjaśnił.
- Umówiliśmy się z Davidem, że pokażemy mu trochę miasta. Dawno tu nie był, więc pewnie niezbyt wiele pamięta. Moim zadaniem jest go odebrać stąd.
- Jacy z was wspaniali koledzy. Fajnie z waszej strony, że mu pomagacie.
- Robimy to z przyjemnością. A jak tam jego dzień? Wszystko poszło dobrze?
- Nawet bardzo dobrze. Parę dni i będzie się tu czuł znów jak w domu. – spojrzałam na środek i zauważyłam jak zaczyna robić trik z podrzucaniem piłki.
Bez dalszej wymiany zdań staliśmy i obserwowaliśmy dalsze jego kroki.
- Ciekawe czy już miał przyjemność poznać twoją specjalność…  - usłyszałam rozmyślenia katalońskiego pomocnika.
- Xavi! – krzyknęłam uderzając go w ramię.
Kątem oka zauważyłam, że prezentacje się już kończy. Weszłam z powrotem do tunelu idąc w kierunku Sali Paryskiej.
Po drodze odczytałam wiadomość od Roberta, który poinformował, że odbiorą mnie wraz z Aaraonem pod stadionem.

        * * *

Dzisiejszy dzień był naprawdę bardzo pracowity, pełen mnóstwa wrażeń. Czułem się tam jak w domu. Publiczność była niesamowita. Nie mogłem się doczekać aby zacząć trenować ze wszystkimi, już nie wspominając o pierwszym meczu. Na to czekałem z niecierpliwością.
Po godzinie 19 mój dzień na Camp Nou dobiegł końca. Nie byłem ani trochę zmęczony. Masaż Alison zdziałał cuda.
Razem z Xavim wyszliśmy już na zewnątrz idąc do samochodu przy którym czekał David.
- Hola! – usłyszeliśmy krzyk Villi i zobaczyliśmy jak macha do kogoś za nami.
Gdy się odwróciliśmy zobaczyliśmy malutkiego chłopczyka, mniej więcej trzylatka, który stał obok wysokiego, młodego mężczyzny.  Chłopczyk z szerokim uśmiechem odmachał. Xavi również pomachał malcowi. Nie trudno było się domyśleć, że go znają.
Z budynku wyszła Alison ubrana w zwiewną niebieską sukienkę. Nie zauważając nas ruszyła do tamtej dwójki. Z ogromna radością porwała chłopczyka w ramiona i uściskała, drugiemu towarzyszowi pozwoliła się pocałować w policzek.
Od razu po kojarzyłem fakty. Druzgocące. Miała swoją własną rodzinę, z którą była bardzo szczęśliwa, co można było teraz zauważyć. Nie wiem co ja głupi sobie myślałam wcześniej. Nie miałem prawa się dziwić, że taki ktoś jak ona nie miał jeszcze ułożonego wspaniale życia.
Wyprany z uczuć wszedłem na tył samochodu Xaviego.


_____________________________________
Wreszcie się zabrałam i napisałam dziś nowy rozdział :) Chyba nie wyszedł mi źle, podoba mi się. A co Wy o nim sądzicie?
W niedzielę skończyłam moje pierwsze opowiadanie, jeśli chcecie je poczytać to zapraszam tutaj: fcb-no-dejar-nunca-de-sonar
Miłego czytania! ;-)

7 komentarzy:

  1. Boski rozdział:) obyś częściej dodawała:)
    Jest taki tajemniczy nie wiadomo do końca o co chodzi :) pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER :) :*
    POzdrawiam
    Fanka FC Barcelony:)
    VeB:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareczcieeeeeeeeee:)
    zarąbistyyyyy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu rozdział.. :D
    nawet nie wiesz jak długo na niego czekałam :) oczywiscie fantastyczny.. :)
    czekam na nexta :) pisz szybko
    pozdrawiam

    kat.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dodaj nowy rozdział;):*

    Ania:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaglądałam na Twojego bloga co jakiś czas w nadziei, że pojawił się już nowy rozdział i dzisiaj tak było :D Podoba mi się, jak rozbudowujesz akcję. Niecierpliwie czekam na kolejny i pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodaj kolejny nie daj się prosić
    ;) Czekamy z niecierpliwością:)

    OdpowiedzUsuń